Georgetown Preparatory School 2017

Edycja 2017

„Dzięki uprzejmości sponsorów i przy wsparciu KOSTKI mieliśmy przyjemność uczestniczyć w programie „Dream no Borders” w Georgetown Prepratory School w Waszyngtonie. Spędziliśmy tam 6 tygodni z dala od naszych bliskich i z bardzo znikomym dostępem do elektroniki czy internetu. I tutaj pojawia się pytanie… Czy było warto?

Odpowiedź może być tylko jedna: oczywiście że tak, mało tego, takie doświadczenia zostają z nami na całe życie. Wszystko co nas tam spotkało w jakiś sposób nas ukształtowało, musieliśmy  nauczyć się samodzielności i niejednokrotnie wykazać wytrwałością i odwagą.

 

Pierwszy tydzień nie był łatwy, ale minął naprawdę szybko. Kampus jest ogromny, ale szybko zdążyliśmy się tam odnaleźć. Plan każdego dnia od poniedziałku do piątku wyglądał tak samo: śniadanie, 3 godziny lekcji, lunch, 2 godziny lekcji, sports time, czas wolny, kolacja, czas na odrabianie zadań i na koniec dnia integracja ze znajomymi. Może wydawać się to monotonne, jednak było zupełnie inaczej.

Przykładem może być chociażby sports time (po części odpowiednik naszego wf-u). Podczas tych dwóch godzin można było grać w koszykówkę, piłkę nożną, tenisa, pływać na szkolnym basenie, chodzić na siłownię, tańczyć, biegać i wiele innych. Kampus mieścił dwa akademiki: dla chłopców i dziewczyn osobno. Poza tym znajdowały się tam dwie stołówki, sala muzyczna, ogromna biblioteka, kompleks sportowy, teatr, sale lekcyjne i ogromna zielona przestrzeń wokół kampusu.   

Kolejne tygodnie mijały nam coraz szybciej, a my coraz bardziej zżywaliśmy się z ludźmi których tam poznaliśmy. To jest kolejny powód dla którego nie chce się wracać do domu: przyjaciele. Spędza się 6 tygodni, dzień w dzień z osobami z całego świata. Rozmawia się, wymienia poglądy, zainteresowania, odkrywa nowe spojrzenie na świat. Do tej pory nie zapomnę jak jednego dnia na stołówce wybuchła kłótnia, obóz podzielił się na dwie strony… Pytanie brzmiało „Czy jest jeden kontynent: Ameryka czy dwa: Ameryka Północna i Ameryka Południowa?”. Może się to wydawać absurdalne, prawda? Ale nasi rówieśnicy z innych krajów zupełnie inaczej postrzegają świat.

 W połowie kursu nagle zaczynamy dostrzegać, że nasz angielski jest bardziej płynny, mówimy bardziej intuicyjnie, zaczynamy myśleć po angielsku! Wszelkie bariery językowe zniknęły już dawno. Czytanie książki, czy napisanie wypracowania nie sprawia nam już żadnych trudności… Jak to się stało? Przecież nie uczyliśmy się po nocach, nie próbowaliśmy zapamiętywać miliona słówek. Sami nie spodziewaliśmy się, że to pójdzie tak łatwo, tak szybko.

Ostatni tydzień, chyba najtrudniejszy. Wcale nie dlatego, że byliśmy zmęczeni, czy mieliśmy dość! Nic z tych rzeczy! Po prostu mieliśmy świadomość, że najpiękniejszy czas w naszym życiu nieubłagalnie zmierza ku końcowi. Odliczaliśmy każdy dzień, każdą godzinę, każdą minutę spędzoną z naszymi przyjaciółmi. Wspólne chwile spędzone na śmianiu się z najgłupszych rzeczy, na żaleniu się z tych poważniejszych – to wszystko miało się skończyć na zawsze. Nigdy nie zapomnimy ludzi, których tam poznaliśmy. Utrzymujemy kontakt i dalej wspieramy się i pomagamy w potrzebie, z nadzieją, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Jeśli  jeszcze ktoś zastanawia się czy warto zdecydować się na taką przygodę, to nie ma co dłużej myśleć! Gwarantujemy, że takie doświadczenie i te przyjaźnie zostaną z tobą do końca życia!”

Maciej Dzierżak, Radosław Fura, Natalia Głowacka, Małgorzata Juszkiewicz, Małgorzata Pawlik