W dniach 27-28 kwietnia grupa ośmiu uczniów oraz jeden absolwent z Kostki miała okazję uczestniczyć w IV Górskim Rajdzie Szlakami Partyzantów Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej w Paśmie Jaworzyny Krynickiej w Beskidzie Sądeckim. W ciągu dwóch dni rywalizacji uczniowie pokonali ponad 42 km, przechodząc z Krynicy do Nawojowej.

Głównym celem Rajdu było kultywowanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych regionu, poprzez zapoznanie jego uczestników z historią oddziału „Żandarmerii” PPAN działającego na terenie
Sądecczyzny w latach 1947-1949 i losami partyzantów oraz osób z nimi współpracujących. Obszar, po którym poruszali się uczestnicy był miejscem operowania oddziału, co pozwoliło dotrzeć do miejsc historycznych i obiektów pamięci. Uczestnicy poznali warunki życia partyzantów, tradycje militarne regionu oraz wyposażenie żołnierzy podziemia antykomunistycznego.

Oddajmy jednak głos uczestnikom rajdu:

 


Rajd był bardzo fajną przygodą chociaż pogoda nie dopisała.
Na szczęście noc między pierwszym a drugim dniem mogliśmy spędzić w schronisku górskim. Jednym z nietypowych przeżyć była wspinaczka po stoku narciarskim oraz widok nie stopniałego jeszcze śniegu. Uważam iż najciekawszą częścią były posterunki rozmieszczone na trasie na których wykonywało się polecenia stacjonujących tam rekonstruktorów UB, KBW oraz partyzantów. Dzięki temu można było się poczuć jak w ówczesnych czasach. Nie do zapomnienia także będzie porucznik Majocha, który kazał „pompować” i zachowywał się podobnie do prawdziwego funkcjonariusza służb Polski Ludowej. Nie raz byliśmy poddani przeszukaniu, przesłuchaniu oraz innym czynnością związanym z zatrzymaniem ludzi podejrzanych o pomoc „bandytom”.
Parokrotnie ostrzegaliśmy partyzantów przed oprawcami, a raz pomogliśmy grupie żołnierzy dotrzeć do swojego oddziału.
Kamil 3a
Rajd rozpoczął się w Krynicy-Zdrój, skąd ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku Jaworzyny Krynickiej. Potem idąc grzbietem czerwonym szlakiem minęlismy szczyt Runek i popołudniową porą dotarliśmy do schroniska PTTK na Hali Łabowskiej. Niestety pogoda nas nie rozpieszczała, ponieważ prawie bez przerwy padał deszcz. Rekonstruktorzy byli bardzo mili. Dyscypliny na rajdzie pilnował niejaki porucznik Majocha, który często zlecał nam robienie pompek. Przekazał nam także wiele cennych wskazówek, dotyczących pracy zespołowej i wytrwałości. Jego słynne cytaty to: „w grupie siła” i „nie bój się bólu”.
Z nastaniem następnego dnia ruszyliśmy rano w dalszą drogę. Idąc dalej grzbietem mineliśmy Halę Pisaną i Jaworzynę Kokuszczańską. Potem zeszliśmy do Nawojowej idąc kolejno zielonym, a później niebieskim szlakiem. Na końcu czekał na nas poczęstunek po którym wybraliśmy się na odbiór nagród. Okazało się że to nasz zespół tym razem zdobył pierwsze miejsce w rajdzie, z czego jesteśmy bardzo dumni.
Myślę że pogoda nie przeszkodziła nam i że rajd był naprawdę ciekawy, a wspomnienia które po nim mamy zostaną na całe życie.
Bartek 3f
W dniach 27 i 28 kwietnia brałem udział w IV rajdzie im. Górskiego oddziału
żandarmerii PPAN-u. Razem ze mną było tam 7 uczniów KOSTKI, 1 absolwent i 2
opiekunów. Wyruszyliśmy z dworca MDA w Krakowie autobusem do Krynicy.
Już na miejscu dostaliśmy od głównego organizatora ogólny opis fabuły, mapkę
i kartkę z punktacją. Wyruszyliśmy w stronę Hali Łabowskiej. Nim zdążyliśmy
wyjść z Krynicy złapała nas ulewa. Schroniliśmy się na ganku zamkniętej
wypożyczalni narciarskiej, gdzie grałem z dwoma kolegami w karty. Spotkała
mnie tam nieprzyjemna przygoda z telefonem i dziurą w ganku, ale nie będę się
wdawał w szczegóły. Gdy minął deszcz wyruszyliśmy dalej przed siebie. Już po
ok. kilometrze złapał nas patrol KBW z naszym ulubionym rekonstruktorem,
porucznikiem Majochą. Zrobiliśmy tam więcej pompek niż kilometrów w ciągu
dwóch dni, lecz KBW nic od nas nie wyciągnęło i dostaliśmy maksymalną ilość
punktów. Odchodząc porucznik kazał nam to wygrać. Po przejściu kolejnych
paru kilometrów usłyszeliśmy wystrzały z broni. Liczyliśmy na to, że to już
partyzanci, lecz ponownie dostrzegliśmy orzełka bez korony. Tam również nic
od nas nie wyciągnęli, lecz doszło do nieporozumienia i dostaliśmy tylko jeden
punkt. Po odejściu postanowiliśmy wymyślić jakąś historyjkę co robimy w
górach, lecz o niej lepiej nie mówić. Po kolejnym kilometrze zaskoczyły nas dwie
rzeczy. Pierwszą z nich był śnieg w końcówce kwietnia, a drugą wyzwanie jakie
nas spotkało, czyli wspięcie się na nieośnieżony stok. Jak tylko to zrobiliśmy
musieliśmy wybrać jedną z dwóch tras na Jaworzynę Krynicką. My jako
Kostkowicze chętni wyzwań wybraliśmy tą dłuższą i trudniejszą. Na Jaworzynie
Krynickiej spełniło się moje największe marzenie, czyli Coca-Cola. Poszliśmy
dalej. W szczerym polu (lesie) złapała nas ulewa. Byliśmy pięć kilometrów od
Hali Łabowskiej i myśleliśmy, że będziemy musieli iść te kilometry w ulewie, ale
na szczęście po dwóch kilometrach znaleźliśmy pustą wiatę. Tam
kontynuowałem grę w karty. Przeczekaliśmy ulewę i ruszyliśmy dalej. Około
kilometra dalej spotkaliśmy partyzantów. Mimo iż podaliśmy im hasło, ci nie
wierzyli nam, że jesteśmy po ich stronie. Po czasie jednak nam uwierzyli. Po
przepytaniu nas i daniu nam ponad maksymalną ilość punktów, puścili nas
dalej. Już, gdy widzieliśmy schronisko myśleliśmy, że to na dziś koniec, ale
wyskoczył na nas porucznik Majocha i wycisnął resztki energii każąc nam robić
pompki. Po tym wszystkim w schronisku dalej graliśmy w karty i luxtorpedę.
Gdy siedzieliśmy w pokoju wszedł do nas porucznik Majocha i wygłosił nam
mowę motywacyjną przetykając co drugie zdanie słowami „10 POMPEK!” lub
„10 PRZYSIADÓW!”. Na koniec dnia puścili nam film o Jezuicie ks. Gurgaczu,
kapelanie PPAN-u. Tak skończył się dzień pierwszy.
Dzień drugi zaczęliśmy od pobudki przez techno-kurczaki. Po śniadaniu
założyłem na siebie przemoczoną bluzę i spodnie, nie było to przyjemne.
Wyruszyliśmy od razu. Tego dnia jak nie padało to wiało, a jak padało to też
wiało. Po pierwszych kilometrach natrafiliśmy na partyzantów. Tym razem
obyło się bez większego tłumaczenia. Odpowiedzieliśmy na cztery i pół pytania
poprawnie i poszliśmy dalej. Po jakimś czasie znowu natrafiliśmy na
partyzantów, lecz okazało się, że nie są to punktowi na punkcie, lecz tacy,
którzy się zgubili i nie wiedzą, gdzie są. Pomogliśmy im znaleźć punkt z
partyzantami, gdzie my zdobyliśmy maksymalną ilość punktów. Mniej niż
kilometr dalej spotkaliśmy oddział KBW, gdzie mieliśmy rozwinąć skróty. Prawie
wszystko nam się udało, ale nie wiedzieliśmy, jak rozwinąć MBP (Ministerstwo
Bezpieczeństwa Publicznego) Udało nam się jednak przekupić rekonstruktorów
czekoladą i piosenką. Ja chciałem zaśpiewać „Rotę” ale ograniczyliśmy się do
„sto lat”.
Poszliśmy dalej cały czas moknąc. Po ponad dziesięciu kilometrach natrafiliśmy
na porucznika Majochę z oddziałem, którzy ty razem byli ORMO. Tym razem był
jednak łaskawy i ograniczył się do mowy motywującej i rozkazania nam wygrać.
Potem do końca trasy już tylko mokliśmy. Gdy dotarliśmy do Nawojowej
schroniliśmy się pod wiatą, gdzie rozpaliliśmy piec, przy którym ogrzaliśmy i
przebraliśmy się we względnie suche rzeczy. Po jakimś czasie poszliśmy na
rozdanie nagród. Liczyliśmy na trzecie lub drugie miejsce. Nasza nadzieja
zwiększała się wraz z tym jak organizator czytał kto zajął piąte, czwarte i trzecie
miejsce. Gdy wyczytali drugie miejsce byliśmy pewni, wygraliśmy. Byliśmy
mokrzy i zmęczeni, ale szczęśliwi, ponieważ jako pierwsi w historii KOSTKI
wygraliśmy rajd. Tak zakończyła się nasza przygoda w Beskidzie Sądeckim.
Myślę, że porucznik Majocha byłby z nas dumny.
Filip 3f

Szymon Tarkowski, nauczyciel geografii
zobacz zdjęcia